"Matecznik" ....

nosiło mnie, nosiło, aż w końcu zaniosło ... nad wodę....

"Matecznik". Nazwany tak nie dlatego, że jest tam wiele ryb. Nazwany tak, bo tam właśnie uczyłem się łowić na muchę. Tam były pierwsze pstrągowe i lipieniowe przeżycia. Tam zawsze wracam z sentymentem. 


 Ten weekend zapowiadał się wyśmienicie. Prognoza pogody: słońce, ciepło i miało być bezwietrznie. Od razu w głowie zrodził się pomysł: mucha. Od dłuższego czasu "korciło" mnie żeby znowu tam pojechać. Popatrzeć jak zmienia się rzeka, co nowego po zimie, czy będą ryby? Była także jeszcze jedna okazja. Po różnych doświadczeniach w łowieniu na muchę, w końcu podjąłem decyzję nauczenia się łowienia na nimfę. Z sucha muchą nie mam problemu, ale nimfa .... O streamerze i mokrej nawet nie myślę, ale na nimfę - na naszych rzeczkach trzeba umieć łowić. Decyzja decyzją, stąd i plan na nowy kij. Typowy do nimfy - Nano Nymph. Była więc i okazja żeby go przetestować. Ale o kiju potem. 

Rzeka jak zwykle po zimie się zmieniła. Zniknęły stare rynny, nowych jakby mniej. Rzeka niby ta sama, a jednak inna. Montuję zestaw. Na koniec żyłki zakładam dwie małe nimfy - moje własne. Jedna "brązka" - o jej sile Tomek już się kiedyś przekonał, i druga, różowa, ot tak na przekór. Idę  "pod prąd". Powoli obławiam rynny, zakręty. Nigdzie mi się nie śpieszy. Widać jak wiosna budzi się do życia. Nad brzegiem ślady butów - ech już ktoś dziś tu był. Spodziewałem się tego, bo mieliśmy święto lubelskich pstrągów. Po chwili widzę w oddali wędkarza. Jeden, drugi ... i piąty - spinningiści. Nagle jeden z nich zacina pstrąga na zakręcie. Po krótkim holu, zrobieniu zdjęcia ryba wraca do wody - dobrze ... 


Idę dalej, próbuję łowić, ale wiatr niestety nie pomaga. Miało być bezwietrznie, a tu wieje tak, że zaraz po rzucie sznur wygina się w balon i nimfy pędzą z prędkością błyskawicy. Zakręt, płań, zakręt, zwalone drzewo. Powoli obławiam stare miejscówki, które jeszcze zostały. Oglądam nowe, badam, obserwuję. Na ostatnim zakręcie rynna się jednak ostała. Puszczam nimfy od wlewu. Już pierwsze przepuszczenie jest celne. Lipień. Zapięty na dolnej nimfie. Czyli jednak poprzednicy nie wystraszyli wszystkiego. Kij delikatnie pracuje pod rybą. Robię zdjęcia. Czym prędzej uwalniam, bo to przecież okres ochronny.


Siadam chwilę na brzegu. Wiosnę widać wszędzie - zieleń trawy, stokrotki, ale i złowrogi lecący kształt w powietrzu - czapla. Zmora naszych wód. Wracam ....


Na koniec trochę o wędce i sznurze. Nano Nymph był dla mnie nowością. Nigdy nie łowiłem tak długim kijem, a zwłaszcza przeznaczonym do stricte do nimfy. Do jakości wykonania nie mam żadnych zastrzeżeń. Ciemny, cienki blank. Ciekawym rozwiązaniem jest fabryczne kończenie elementów składowych - lakierowane pełne końcówki. Co do samej pracy - kij reaguje na każde przytrzymanie - czy to patyk czy ryba. Wędka jest miękka - z tych wolniejszych, czyli w moim typie. Teraz tylko trening, trening trening ... Do kija założony był sznur - WF4F, pomarańczowy kolor nad wodą wyglądał bardzo fajnie. Myślałem że będzie za mocny do tego kija, dlatego początkowo łowiłem tylko krótką nimfą. Potem przez przypadek machnąłem kilka razy i, nie powiem że nie, ale ten sznur z tą wędką może współpracować. Daleką nimfa da się łowić. Nie wiem jak będzie z suchą muchą. Z niecierpliwością czekam na sznur DT1 - typowy do nimfy. Zobaczymy co kij wtedy pokaże.


A teraz ... czas siąść do imadła ... czas suchej muchy nadchodzi. A nimfa - trening, trening, trening...

2 komentarze: