Witaj Majowa jutrzenko ....

Mieliśmy się przywitać nad rankiem, ale jednak się nie dało ... po prostu zaspałem ... Czasu na ryby miałem mało więc wybór na wyjazd był jeden - Mełgiew. Biorąc pod uwagę porę dnia - południe, nie zostawało mi nic innego jak polowanie na zębate. Na spławik nawet bym chyba nie zdążył się rozłożyć, aby łowienie miało sens, więc ... spinning. 
Pogoda na łowisku przyjemna. Ciepło, miło, wiosennie. Nad brzegiem siedzą "grunciarze" i jakoś im tam idzie, bo machają podbierakami. Zaczynam i ja ... Na początek idzie nadmorskie wahadło "Francuz". I co ... i nic. Nawet nie widać, żeby cokolwiek pogoniło. Przy trzcinach cisza. Część wędkarzy leniwie rozłożona na siedzeniach. Chyba drzemią ... Oczywiście elektroniczne sygnalizatory w odpowiednim momencie och wybudzą z letargu i postawią na nogi. Zmieniam przynętę. Tym razem perłowa guma z czerwonym grzbietem. Perła sprawdzała się tu zawsze. A tu co ... nic nawet pobicia. Próbują z opadu, próbuję na szuranego, powoli, szybko ... dosłownie nic. 
Przechodzę na przeciwległy brzeg. Słyszę przy trzcinach chlupotanie jakichś ryb Czyżby tarło ? Nagle ryby uciekają w popłochu. Acha... tu jesteś kolego. Szybka decyzja - zmiana na obrotówkę. Wyciągam pudełko, zamykam oczy i losuję. Trafia jakiegoś longa ze srebrnym skrzydłem. Trzeci rzut wzdłuż trzcin - siedzi. Kij wygina się przyjemnie, w końcu mogę go sprawdzić pod rybą. Krótki dolnik jest rewelacyjny, w ogóle nie przeszkadza przy operowaniu jedną ręką, bo w drugiej już podbierak. Nauczony doświadczeniem Tomka hamulec mam ustawiony tak, że przy nagłym zrywie ryba może powoli sobie odjechać. Jak zwykle łowię na lekko. Po kilku minutach szczupak ląduje w podbieraku. Podczas holu robię kilka fotek rybie w wodzie. Po delikatnym odhaczeniu, ryba  w podbieraku z powrotem ląduje w wodzie i powoli odpływa w kierunku wyspy. 
Patrzę na zegarek. Minęła godzina i trochę. Czas wracać do domu. No cóż, następnym razem może będzie więcej czasu. Albo wstanę wcześniej i będzie sens jechać na pstrągi...