w końcu ... czyli wyjazd na 3 +

Wybierałem się na pstrągi, wbierałem, aż w końcu się wybrałem ... Miała być środa z Tomikiem - zachorował ... Miał być czwartek - wyjazd rodzinny... w piątek powiedziałem, że nie odpuszczę ...

Gdzie jechać, żeby połowić - odwieczne pytanie chłopców z wędkami ... wiedzieliśmy z Marcinem, że woda na naszych rzeczkach jest w bardzo niskim stanie, więc Marcin zaproponował - jedziemy na odcinek Tomka z dołami ... byłem przekonany że chodzi o "łąkowy", ale jak dojechaliśmy, to z usta Marcina usłyszałem - "jestem tu pierwszy raz" ... czyli jednak to nie tu ... ale skoro już jesteśmy to ruszamy ....


Woda w rzece niska, żeby nie powiedzieć bardzo niska ... tam gdzie były doły, ledwie metr ... dużo płycizny, wody tak z metr to na pewno ubyło ... pozostawało nam łowienie "punktowe" ... zaraz po tym jak zaczęliśmy łowić, słyszę kroki biegnącego Marcina, a po chwili szept - "tam jest, o taki" i jego ręce rozkładają się w gęcie pokazania rozmiaru pstrąga, którego zobaczył ... podszedł w miesjce i Marcin zaczyna go kusić, ale chyba coś było nie tak, bo złowić go nie złowiliśmy ...

Idziemy dalej - słysze tylko głos Marcina - "wyjście", "puknął", "odprowadził" - myślę więc, że albo coś ze mną jest nie tak, albo nie mam szczęścia, albo moje woblery są do kitu ... Ja niestety mam swoje "sukcesy" w wieszaniu woblerów na drzewach ... w końcu uśmiecha się do mnie szczęście i ... znajduję wobler ...



Jednak co ma się stać, to musi się stać ... podrzuciłem wobler w dół rzeki i prowadzę koło zatopionego drzewa ... nagle przeszywajaće mnie do stóp uderzenie w kij i jest.... czuję pulsujące "coś" na drugim końcu ... jeden wyskok, drugi, trzeci ... po spokojnym holu wyławiam pstrąga na brzeg ... pamiątkowe zdjęcie, buziak i do wody ... w końcu w tym roku złowiłem pstrąga .... i to na swojego woblera ...



na koniec wyjaśnienie dlaczego nazwałem ten wyjazd "na 3+" - pierwszy "+" za miłe spędzenie czasu i podpatrywanie Marcina (ma chłopak rękę do rzutów), drugi "+" za złowienie ryby, trzeci "+" - usłyszeć od innego wędkarza - twoje wobki chodzą super w wodzie - bezcenne !!!


pozdrawiam

Robert "tregon"



Nad Wieprzem ...



Niedzielny poranek zapowiadał się przepięknie ... słoneczko na błękitnym niebie, lekki wiaterek ... i ta błoga myśl, że przynajmniej dwie godzinku spędzę nad wodą ... nawet choroba, która mnie dopadła, nie zmąciła mi wspaniałego nastroju ...



Celem wyprawy był położony niedaleko Wieprz - jedna z rzek wschodniej Polski, przepiękna, dzika, nieuregulowana ... tym razem nie pstrągi, tylko jazie ... cóż, czasami sytuacja wymusza na nas, że jedziemy tam gdzie musimy, a nie tam gdzie chcemy ... byle by być nad wodą ...





Nad rzekę wybrałem się wspólnie z Marcinem ... tak, tym Marcinem, kolegą Tomka ... Tomek już wcześniek mi mówił, że musimy we trzech razem pojechać na ryby - nie udało się, może kiedyś się uda ...



Wspólne wędkowanie, rozmowy o pstrągach i nie tylko,  planowanie następnych wyjazdów - tak minęły nam dwie godziny łowienia... tylko dwie, bo ja więcej nie mogłem ... Marcin został wędkować dalej ... nad wodą spotkaliśmy jeszcze dwóch kolegów - Grześka i Artura i pewnie oni także kiedy skuszą się na wspólny wyjazd ....



A ryby - cóż, ryby nie są najważniejsze ... ja zaliczyłem jedną obcinę woblerka - pewnie szczupak pokazał mi, że debiut na Wieprzu nie będzie łatwy ... Marcin wrócił na tarczy - złowił okonia... a jazie nie chciały się poakzać ... choć przyroda pokazała pierwsze oznaki wiosny ....





The winter fishing adventure

Wiedziałem, że jak tylko się ociepli, od razu jadę nad wodę ... nie ważne czy coś złowię czy nie, ważny jest spacer, odpoczynek do tego całego mętliku ...

Po powrocie w sobotę z pracy czułem, że chyba nic z ryb nie wyjdzie ... jakoś mi się nie chciało ... ale przyszła niedziela i rano dość szybko się przekonałem, że muszę jechać ...

W tym roku jakoś mam pecha, że jak już jestem nad wodą, to zawsze musze łowić po kimś, gdyż na śniegu zawsze są świeże ślady ... ale to nic... ważne by choć trochę porzucać, poobserować, zobaczyć co się zmieniło, coś nowego odkryć czy się nauczyć ....


i taka była ta ostatnia niedziela ... nauczyłem się i odkryłem co nie co ....

pierwsze było przekonanie się do odczepiacza do przynęt - tępy zaczep na korzeniu, "odstrzelenie" nic nie dało, więc odczepiacz poszedł w ruch ... nawet nie musiałem szarpać, gdyż sam jego ciężar uwolnił woblerka ...



druga to już radość - super praca woblerów ... moich woblerów ... wiem już jak je robić, ustawiać ... po prostu udało mi sie zrobić coś, na co będe teraz łowił ...


trzecie to zaskoczenie ... nad woda zadebiutowały moje wynalazki, od niedzieli zwane "klepankami" ... są to błystki wahadłowe, na razie prototypy, które pracują zarówno pod prąd jak i z numrte, przy powolnym ściąganiu i co najważniejsze - na wodzie do 0,5 m bez szybkiego tonięcia ... czas tylko psrawdzić czy będą skuteczne ...

a sam ... czekam do wiosny ...

My little African waterworld

Ryby w moim życiu zagościły na dobre od najmłodszych lat. I to nie tylko dzięki wędkarstwu, ale także dzięki akwarystyce. Jako mały chłopiec dostałem wspólnie z rodzeństwem małe akwarium z rybkami, które zagościło na półce regału w naszym pokoju. Pamiętam dobrze do dziś urządzanie akwarium, sadzenie roślin, płukanie żwiru, podłączanie różnych wężyków, a na koniec to najważniejsze - wpuszczenie rybek i patrzenie jak pływają ...



Wtedy nie wiedziałem jeszcze o akwarystyce prawie nic... tylko to co powiedzieli koledzy lub dowiedziałem się w sklepie zoologicznym ... w naszym malutkim wodnym świecie pływały gupiki, molinezje, mieczyki, danio, skalary ... ogólnie wszystko co było dostępne w sklepie ... wtedy nikt nie zwracał uwagi na to, jaka woda jest właściwa, jakie warunki są dla ryb potrzebne ... po prostu wszystko było od podstaw ... po jakimś czasie akwarium wylądowało w piwnicy ... co z nim się dzieje teraz - nie wiem .... 



Po 20 latach myśl o akwarium wróciła do mojej głowy dość niespodziewanie ... kiedy wszystko już przemyślałem i moja druga połowa popukała się tylko palcem w czoło mówiąc - ciekawe kiedy ci się to znudzi - zacząłem czytać wszelką literaturę i artykuły w internecie ... przy okazji wyjazdów na zakupy chodziłem oglądać do sklepów zoologicznych ryby, podpytywać ... teraz wiedza na temat akwarystyki jest większa i o wiele lepiej możemy się do tego przygotować ...

Po rodzinnych rozmowach doszliśmy do wniosku że nasze akwarium będzie w biotopie Malawi - jeziora w Afryce, gdzie żyją pyszczaki. Z racji, że nasz zbiornik jest minimalnym zbiornikiem do hodowania takich rybek, bo ma tylko 112 litrów, wybór ryb mieliśmy zawężony ... po urządzeniu akwarium, dojrzeniu zbiornika, zamieszkały w nim Pseudotropheus saulosi ... małe pyszczaki, które są kolorowe - niebieskie i żółte ... 


Nasze, bo bardzo lubi je karmić moja córcia Ola, pyszczaki rosną sobie powoli, podpływając pod szybę za każdym razem, kiedy ktokolwiek podejdzie do akwarium ... jeden z akwarystów napisał mi kiedyś - uważaj, bo one mają przemiłą zdolność pokazywania jak są głodne ... 



Z niecierpliwością czekamy, kiedy z żółtych rybek, niektóre zaczną stawać się niebieskie ... 

Made by Tregon ...


Odkąd zacząłem uganiać się ze spiningiem za pstrągami, moją duszą zawładnęły woblery ... W moich pudełkach nazbierało się ich już dość dużo, co Tomek zawsze kwitował jednym zdaniem - Sprzedaj i tak na większość nie łowisz ... Zawsze byłem pod wrażeniem, że jemu wystarczało tylko kilka woblerków i błystek - czyli jedno pudełko, a ja musiałem zawsze 4 pudełka minimum ...


Woblery jednak są dość drogą przyjemnością jeśli idzie o przynęty, gdyż pojedyncze sztuki mogą dochodzić do kilkudziesięciu złotych, zaś strata zwykłych po kilkanaście złotych, jeśli zerwiemy 3-4 sztuki to już dla kieszeni jest pewne obciążenie ...


Stąd kiedyś wpadłem na pomysł robienia woblerów samemu ... pierwsze sztuki nie zostały przeze mnie zrobione, a właściwie wykończone - pomalowane, obsypane brokatem, oklejone pazłotkiem ... potem tylko wklejenie stera i ... łowimy ... nie powiem, że nie było na nie sukcesów i często okazywały się złotym środkiem na niechętnie tego dnia biorące ryby ...


Jako że dostęp do materiałów w postaci drewna mam, więc zacząłem próbować strugać samemu. Najpierw jednak była przygoda z piankowymi korpusami otrzymanymi od Tomka, przy czym woblery bardziej sprawdziły się na szczupakach niż "kropkach" ...


Obecnie woblery wykonuję już tylko drewniane, stelaż przez cały korpus i co najważniejsze ... zacząłem malować ręcznie, co nadaje moim "straszydłom" dość niepowtarzalnego charakteru ... a czy są skuteczne ? ... to już kwestia czysto filozoficzna, gdyż jeśli bym łowił tylko na swoje woblery, to łowiąc rybę wobler staje się skuteczny ... dlatego do jakiegoś czasu łowię tylko na swoje wyroby ....


The 2012th season is started !!!

W końcu przyszła zima ... przyszła, ale trochę pokrzyżowała mi plany, gdyż na niedzielę już dawno szykowałem się na ryby... czas przecież zacząć sezon ...

Prognoza nie napawała optymizmem, bo miało wiać, miał prószyć śniegiem, miało być zimno ... niby normalnie, bo to w końcu zima, ale nie spodziewałem się, że to będzie aż tak mocno ... już sobota pokazała, że chyba w niedzielę z ryb nici ...

Rano szybkie sprawdzenie pogody. Gdy wyjrzałem za okno, zobaczyłem ruszające się pod wpływem wiatru drzewa i latające we wszystkie strony płatki śniegu. Jednak informacja, że rodzinka postanowiła iść na lodowisko spowodowała u mnie chęć wyjazdu - jeśli oni dadzą radę w taką pogodę jeździć, to ja na pewno dam radę łowić ...


Gdy przybyłem nad rzekę, zobaczyłem zaśnieżone brzegi, oprószone drzewa i trzciny ... woda jakby bardziej bura ... na śniegu wiele śladów po butach nie napawało mnie optymizmem - już tu ktoś był ... ale najważniejsze - byłem w końcu na rybach ...


Pogoda była jak to zwykło się mówić -"pod psem" - wiało, padało, było szaro, buro i ponuro ... chyba i ryby się do tego dostosowały, bo widziałem tylko jednego małego uciekającego pstrążka ... i tyle ... no może jeszcze stadko okoni do tego dorzucimy ...

Miejmy nadzieję, że im dalej tym będzie lepiej ... na pewno będzie lepiej ...

A na koniec - że zimą da się łowić pstrągi - zdjęcie z jednego z poprzednich sezonów

Tomek O

Pisząc o moim wędkarskim świecie grzechem byłoby nie wspomnieć o Tomku ... 


Poznaliśmy się przypadkiem, gdy umówiłem się z innymi wędkarzami na wykonywanie prac przy rzece. Gdy czekałem na nich nie omieszkałem połowić na suchą muchę. Na miejscu spotkania widziałem znajome twarze, jak i kilku nieznajomych. Jednym z nich był Tomek. Tego dnia , po skończonych pracach, pojechaliśmy wspólnie pierwszy raz na ryby ...bo tylko my dwaj mieliśmy ze sobą wtedy wędki ... tak zaczęła się nasza znajomość, którą określiłbym dziś jako przyjaźń ...


Tomek to zatwardziały spinningista pstrągowy - inne ryby go nie interesują. I uwierzcie mi, on wie o pstrągach naprawdę sporo. To on od podstaw wyłożył mi na czym to polega. Pokazał jak złożyć zestaw, dlaczego obrotówką mam łowić z prądem, a woblerem pod prąd i najważniejsze - jak "czytać" rzekę. 

Dzięki niemu poznałem inne malownicze odcinki naszych rzek. Pokazał mi dzikie, mało uczęszczane rzeki, miejsca, o których nikt nie wie. To dzięki niemu mogłem delektować się spotkaniami z pięknymi naszymi potokowcami.


Jak z każdym, tak i z Tomkiem wiąże się kilka ciekawych historii z wyjazdów. Jedną z nich jest debiut moich woblerów pstrągowych. Poprosiłem go o sprawdzenie czy nadają się one do łowienia, czy lepiej nie psuć pstrągowego rzemiosła. Po pierwszym rzucie stwierdził krótko - to są woblery nie na pstrąga a na szczupaka. Przy drugim rzucie spod korzenia uderzył mu taki okaz, że nie zdążył go zaciąć. Gdy dałem mu ten wobler na pamiątkę, to po 3 dniach miałem od niego telefon, że na odcinku 500 metrów miał dwa pstrągi i dwa wyjścia innych. Skwitował to krótko - od dziś zaczynam łowić na twoje wynalazki. 

Drugą historią jest moja sławna czerwona żyłka. Zawsze twierdził, że na czerwoną nie biorą... do czasu ... na jednym z wyjazdów tylko ja łowiłem pstrągi ... właśnie na czerwoną ... nawet nie wiecie jaką miał wtedy minę.

Jedyną rzeczą do jakiej nie udało mi się przekonać Tomka to wędkarstwo muchowe. Zabrałem raz go nawet na takie wędkowanie. Pokazałem różne metody. Niestety, powiedział krótko - tylko spinning. A jeśli chodzi o muchę, to on może jeździć, ale tylko jako fotograf.


Na koniec chcę napisać o jeszcze jednej rzeczy ... tym, jak Tomek wspaniale wprowadza w wędkarski świat Mateusza - swojego syna. Uczy go prawdziwego podejścia do ryb, obcowania i poszanowania przyrody, szacunku i przyjaźni z innymi wędkarzami. Jeśli Mateusz będzie dalej tak szybko przeskakiwał na kolejne stopnie wędkarskiego wtajemniczenia, to niedługo to Tomek będzie się od niego musiał uczyć ... 


Tomku - dziękuję Ci za wspólne dotychczasowe wędkowanie. Mam nadzieję, że jeszcze wielokrotnie będziemy mogli wspólnie pojechać na nasze ulubione odcinki, połowić, pogadać, spotkać się. Nawet nie wiesz, jak bardzo zmieniłeś mnie jako człowieka i wędkarza. Dziękuję. 

A jeśli nie do końca mi uwierzyliście, zerknijcie TU - to jest świat Tomka. 

Zimowe łowienie ...

Zima dla mnie jako pstrągarza wiąże się z jednym - niemiłosiernie dłużące się czekanie na upragniony 01 stycznia - początek sezonu ....

Oczywiście już sam grudzień jest okresem bardzo gorącym, bo przeglądane są pudełka, wędki, kołowrotki - po kilkanaście razy, mimo że jedno sprawdzenie jest już wystarczające ...



Łowienie w zimowej scenerii jest przepiękne. Szczególnie gdy nad wodą leży odrobina śniegu, resztki kolorowej jarzębiny pokryte są lodem, słońce skrzy się na śniegu i kawałkach lodu ... tylko woda jest inna niż wiosną - ciemna, stalowa, ciężka ...


Wtedy głównie łowię na spining ... wyciągam swoje sprawdzone wzory woblerów lub pozyskane niedawno małe wahadełka robione ręcznie na Pomorzu ... łowienie jest wolne, spokojne ... tak jak cała ta pora roku .. wszystko jest spokojniejsze, jakby pogrążone w letargu ...


Tylko pstrągi wykazują swoją aktywność - jeśli już uda się je przechytrzyć na jakieś małe "cudeńko", to pomimo odbytego niedawno tarła, walczą bardzo zaciekle ...


Mam nadzieję, że niedługo uda mi się rozpocząć moje zimowe pstrągowanie, tylko proszę o jedno - odrobinę śniegu na brzegach, by czar zimowej przygody trwał nadal ...