The winter fishing adventure

Wiedziałem, że jak tylko się ociepli, od razu jadę nad wodę ... nie ważne czy coś złowię czy nie, ważny jest spacer, odpoczynek do tego całego mętliku ...

Po powrocie w sobotę z pracy czułem, że chyba nic z ryb nie wyjdzie ... jakoś mi się nie chciało ... ale przyszła niedziela i rano dość szybko się przekonałem, że muszę jechać ...

W tym roku jakoś mam pecha, że jak już jestem nad wodą, to zawsze musze łowić po kimś, gdyż na śniegu zawsze są świeże ślady ... ale to nic... ważne by choć trochę porzucać, poobserować, zobaczyć co się zmieniło, coś nowego odkryć czy się nauczyć ....


i taka była ta ostatnia niedziela ... nauczyłem się i odkryłem co nie co ....

pierwsze było przekonanie się do odczepiacza do przynęt - tępy zaczep na korzeniu, "odstrzelenie" nic nie dało, więc odczepiacz poszedł w ruch ... nawet nie musiałem szarpać, gdyż sam jego ciężar uwolnił woblerka ...



druga to już radość - super praca woblerów ... moich woblerów ... wiem już jak je robić, ustawiać ... po prostu udało mi sie zrobić coś, na co będe teraz łowił ...


trzecie to zaskoczenie ... nad woda zadebiutowały moje wynalazki, od niedzieli zwane "klepankami" ... są to błystki wahadłowe, na razie prototypy, które pracują zarówno pod prąd jak i z numrte, przy powolnym ściąganiu i co najważniejsze - na wodzie do 0,5 m bez szybkiego tonięcia ... czas tylko psrawdzić czy będą skuteczne ...

a sam ... czekam do wiosny ...

My little African waterworld

Ryby w moim życiu zagościły na dobre od najmłodszych lat. I to nie tylko dzięki wędkarstwu, ale także dzięki akwarystyce. Jako mały chłopiec dostałem wspólnie z rodzeństwem małe akwarium z rybkami, które zagościło na półce regału w naszym pokoju. Pamiętam dobrze do dziś urządzanie akwarium, sadzenie roślin, płukanie żwiru, podłączanie różnych wężyków, a na koniec to najważniejsze - wpuszczenie rybek i patrzenie jak pływają ...



Wtedy nie wiedziałem jeszcze o akwarystyce prawie nic... tylko to co powiedzieli koledzy lub dowiedziałem się w sklepie zoologicznym ... w naszym malutkim wodnym świecie pływały gupiki, molinezje, mieczyki, danio, skalary ... ogólnie wszystko co było dostępne w sklepie ... wtedy nikt nie zwracał uwagi na to, jaka woda jest właściwa, jakie warunki są dla ryb potrzebne ... po prostu wszystko było od podstaw ... po jakimś czasie akwarium wylądowało w piwnicy ... co z nim się dzieje teraz - nie wiem .... 



Po 20 latach myśl o akwarium wróciła do mojej głowy dość niespodziewanie ... kiedy wszystko już przemyślałem i moja druga połowa popukała się tylko palcem w czoło mówiąc - ciekawe kiedy ci się to znudzi - zacząłem czytać wszelką literaturę i artykuły w internecie ... przy okazji wyjazdów na zakupy chodziłem oglądać do sklepów zoologicznych ryby, podpytywać ... teraz wiedza na temat akwarystyki jest większa i o wiele lepiej możemy się do tego przygotować ...

Po rodzinnych rozmowach doszliśmy do wniosku że nasze akwarium będzie w biotopie Malawi - jeziora w Afryce, gdzie żyją pyszczaki. Z racji, że nasz zbiornik jest minimalnym zbiornikiem do hodowania takich rybek, bo ma tylko 112 litrów, wybór ryb mieliśmy zawężony ... po urządzeniu akwarium, dojrzeniu zbiornika, zamieszkały w nim Pseudotropheus saulosi ... małe pyszczaki, które są kolorowe - niebieskie i żółte ... 


Nasze, bo bardzo lubi je karmić moja córcia Ola, pyszczaki rosną sobie powoli, podpływając pod szybę za każdym razem, kiedy ktokolwiek podejdzie do akwarium ... jeden z akwarystów napisał mi kiedyś - uważaj, bo one mają przemiłą zdolność pokazywania jak są głodne ... 



Z niecierpliwością czekamy, kiedy z żółtych rybek, niektóre zaczną stawać się niebieskie ...